Woliński PN - II wyprawa


_____________________________________________________________________________________

30 października postanowiliśmy poszukać pięknej złotej jesieni.Wstaliśmy bardzo rano już w naszym mieszkanku. Zrobiliśmy prowiant w postaci kanapek, słodyczy, dwóch termosów z herbatą, wodą. autem dojechaliśmy do Dargobądzia, stamtąd rozpoczęliśmy naszą wyprawę. Krążyliśmy po wsi, aż w końcu znaleźliśmy wejście do lasu. Tam stało się coś niesamowitego... robiąc każdy krok czułam się jak Alicja w krainie czarów. Znaleźliśmy sedno jesieni, pięknej, złotej, niecodziennej. Byliśmy tak zaczarowani, ze postanowiliśmy zrobić pierwszy postój. Niesamowita jest świadomość, że przez 20 lat, żyje się w takich pięknych okolicach nie wiedząc praktycznie o ich istnieniu. Szlak był piękny, lecz ciężki. To była nasza pierwsza tak wielokilometrowa wyprawa. Po długim marszu doszliśmy do Wapnicy... do upragnionego jeziorka turkusowego. To jezioro było nam znane tylko z rodzinnych wypraw jako dzieci. Tego dnia przyszliśmy tam sami, razem... z ogromna satysfakcją w sercu... Dalszy, końcowy punkt naszej wyprawy to Międzyzdroje. Nawet nie zauważyliśmy kiedy nagle wchodziliśmy na wysokie wzniesienia. Czuliśmy się jak w górach. Nasze organizmy były już wyjątkowo zmęczone. Bardzo ważne była wtedy dla nas wzajemna motywacja i wsparcie. Nagle zauważyliśmy, że jesteśmy już bardzo wysoko, spory kawałek nad ziemią. to nas motywowało. Mieliśmy już za sobą około 8-9 godz marszu. Pozostała nam końcówka... która zawsze jest najcięższa. W końcu zobaczyliśmy bardzo strome schody prowadzące w dół, na ulicę. W tym momencie zdaliśmy sobie sprawę, że przeszliśmy lekko ponad 20 km. Szczęśliwi poszliśmy na przystanek i poczekaliśmy na transport do naszego auta... A w głowie snuliśmy już wyobrażenie o kolejnej wyprawie...
0 Responses

Prześlij komentarz